Redakcja: Aleksandro, jesteś teraz na Hawajach. Dlaczego właśnie tam?
Aleksandra Pitra-Kox: Jest mi potrzebna siatka kontaktów, networking współpracy międzynarodowej, by wychodzić z wartościowymi tematami jeszcze poza polski horyzont. Prywatnie – od wielu lat czuję, że moje miejsce na ziemi jest pośrodku Oceanu Spokojnego. Lubię też testować konstelacje planet względem ziemi z różnych perspektyw.
Redakcja: Tam znajdują się jedne z największych na świecie obserwatoriów astronomicznych?
Aleksandra: Tak, na Big Island – Mauna Kea Observatory. Ale ja na razie jestem na Oahu, niedaleko Pearl Harbor i tuż przy Kaena Point Space Fort Station – amerykańskiej stacji śledzenia satelitów, zarządzanej przez Siły Kosmiczne Stanów Zjednoczonych. Moje wybrzeże to duży obszar terenów rekreacyjnych ośrodków wojskowych Departamentu Obrony USA.
Redakcja: Jaki zatem Hawaje mogą mieć związek z działalnością Fundacji ?
Aleksandra: Hawaje to fascynująca kultura, lokalna społeczność i poszanowanie przyrody – to co w Fundacji lubimy najbardziej. Ale Hawaje to również 50 stan USA, a nas interesuje realizacja projektów międzynarodowych i pozyskiwanie globalnych grantów.
Redakcja: A jakie projekty obecnie realizujecie w Fundacji?
Aleksandra: Właśnie wystartowaliśmy z projektem BEZPIECZNI dot. obronności cywilnej i odporności społecznej, skierowanym do ludności polskiej w obliczu toczącej się za naszą granicą wojny w Ukrainie. Ale projekt nie jest zorientowany tylko z myślą o wojnie, chodzi o bieżące światowe wyzwania geopolityczne, zmieniającą się technologicznie rzeczywistość – aby być świadomym, gotowym na wszystko i potrafić reagować w obliczu różnych wyzwań współczesności, m.in. blackout, wojny, kataklizmy przyrodnicze, cyberterroryzm. Tematyka rozciąga się od przygotowania psychicznego ludności po zabezpieczenie materialne jednostki. Jednocześnie przygotowujemy badawczo-naukowy projekt dot. podnoszenia dobrostanu zwierząt podczas hodowli. Prócz tego stale realizujemy projekty “Piaśnica – kultura miejsca”, “Missa Pro Pace” i wiele mniejszych. Nasze stacjonarne projekty to Muzeum Sedlaka i Dom Pielgrzyma.
Redakcja: Twoje działania są bardzo szerokie – od kultury po edukację, od rolnictwa po sztukę. Kim jesteś dziś?
Aleksandra: Ja po prostu robię to, co czuję, że jest dobre i potrzebne. Nie widzę sprzeczności w działaniach w różnych dziedzinach wiedzy, biznesu, nauki. Wszystko jest ze sobą połączone. Nie da się robić dobrego rolnictwa bez bycia kulturalnym. Nie da się być człowiekiem wysokiej kultury, bez poszanowania przyrody i otoczenia.
Pochodzę z rodziny, której członkowie byli rolnikami, politykami, wojskowymi, aktorami, rzeźbiarzami, złotnikami, ale też Powstańcami Warszawskimi i Żołnierzami Wyklętymi. Moi przodkowie tworzyli rzeczy trwałe – i ja też to robię, tylko w innej formie. Fundacja Sedlaka, której jestem prezesem, zajmuje się pamięcią, dziedzictwem, ale też przyszłością – nowymi technologiami, edukacją, rozwojem osobistym.
Redakcja: Wiele osób mówi o rozwoju. U Ciebie to coś więcej…
Aleksandra: Rozwój nie jest dla mnie trendem, to moja codzienność. Zauważyłam, że w kryzysach, przeciążeniach i samotności przechodzimy największą transformację. Ja się tego nie boję. Tylko od nas zależy jaką interpretację nadamy poszczególnym wydarzeniom i sytuacjom, których doświadczamy. Z punktu widzenia świata i rzeczywistości są one raczej neutralne. To my nadajemy im znaczenie. Najczęściej te wielkie tragedie, które nas najbardziej stresują dzieją się tylko w naszej głowie, a wszystkich innych ludzi dookoła to niewiele obchodzi. Wiedząc o tym żyje się łatwiej.

Redakcja: A co konkretnie chcesz teraz dawać światu?
Aleksandra: Piękno. Po moich ostatnich przeżyciach, zrozumiałam, że po prostu chcę pomagać ludziom.
Redakcja: Co takiego się wydarzyło?
Aleksandra: Było kilka doświadczeń, które umocniły mnie w tym przekonaniu, ale taka najmocniejsza sytuacja wydarzyła się po przylocie na Hawaje, kiedy ktoś anulował moją rezerwację pobytu i zostałam bez dachu nad głową. Sama z 3-letnim dzieckiem, po 24 godzinach podróży z kilkunasto-godzinną przesiadką w Korei i dodatkowymi pytaniami od amerykańskiego urzędnika na granicy… Szukając ofert trafiałam na scamy i naciągaczy, zanim zorientowałam się na czym to polega. Najtańszy hotel w Honolulu to ok. 200 $ za noc (750 PLN). Nie stać mnie było, aby spędzić za takie pieniądze następne 3 miesiące. Dodatkowo w Honolulu od razu po przyjeździe kiedy wyszłam z hotelu na spacer i do restauracji, otoczyli mnie bezdomni, wyciągali ręce po pieniądze, wskazywali na biżuterię, wyglądali złowrogo. Na szczęście nic się nie stało. Dwa lata wcześniej byliśmy z mężem na Hawajach i znałam już trochę zachowania i zwyczaje bezdomnych, ale byliśmy w małych miasteczkach, gdzie ci ludzie spokojnie sobie żyją w namiotach przy plaży nie robiąc nikomu problemu – myślałam, że cały kraj objęty jest wibracją “aloha” i jest bezpiecznie. To było też całkowite zderzenie kulturowe po półrocznym pobycie w Wietnamie, gdzie doświadczyłam otwartości ludzi, miłego traktowania, chęci pomocy we wszystkim, traktowania na każdym kroku jak VIPa, uczciwości, bezpieczeństwa, wzajemnego zaufania, nie zwracania uwagi na pieniądze, bezinteresownych dobrych uczynków itd. A tu są jednak realia USA.
I wracając do problemu bezdomności – wtedy sama poczułam się bezdomna. Poszłam do kawiarni, aby skorzystać z wifi, bo nagle nie działał mi telefon, połączenia, ani amerykański numer eSIM, ani polski numer SIM, internet, nic, nie mogłam dostać się do żadnego z kont bankowych. Tam chwilę rozmawiałam z siedzącym obok mężczyzną, który mnie zaczepił “Do you come from Poland? I’m from Germany. I had a girlfriend from Poland for a few years. I used to visit Poland many times” [tł. “Pochodzisz z Polski? Jestem z Niemiec. Miałem przez kilka lat dziewczynę, która pochodziła z Polski. Odwiedzałem Polskę wiele razy”]. Wyglądał normalnie, normalnie się zachowywał, był schludnie ubrany. Kiedy powiedziałam, że pilnie szukam miejsca na wynajem i zapytałam gdzie on mieszka i może zna kogoś, kto wynajmuje mieszkania – odpowiedział, że mieszka na ulicy… Pomyślałam “Jeszcze chwila i skończę jak on”. Na szczęście to nie trwało długo. Wtem nadeszły godziny zamknięcia i trzeba było opuścić kawiarnię. Stojąc na zewnątrz przy oknie kawiarni i łaknąc ostatnich momentów wifi, dzwoniłam do różnych ludzi przez połączenia internetowe. Nagle podeszła do mnie młoda śliczna kobieta, muzułmanka i zapytała czy potrzebuję pomocy. Popatrzyłam na nią – przecież ja bardzo potrzebowałam pomocy – zapytałam “Ale skąd wiesz, dlaczego pytasz?” i wtedy wybuchłam płaczem, zalałam się łzami, puściły mi dotychczas skrywane nerwy i emocje. Nie zapomnę tego jej spojrzenia i mojego wpatrzenia w nią jak w anioła, tej fali ciepła w sercu które mnie wtedy zalało. A za tym uczuć: nadziei, wiary, poczucia bezpieczeństwa. I to jest ten moment, kiedy potwierdziłam w sobie, że chcę pomagać ludziom. Chcę dawać ludziom to, czego sama doświadczyłam w tamtym momencie.
W międzyczasie przez telefon rozmawiałam z Anetą – Polką z Waianae, która bardzo mi pomogła i zaprosiła mnie do swojego domu. Muzułmanka z mężem i dziećmi zawieźli mnie do domu Anety. Po kilku dniach sytuacja już się rozwiązała, znalazłam piękny dom w dobrej cenie, wśród wspaniałych ludzi i z widokiem za milion dolarów.
Wtedy zrozumiałam perspektywę: po pierwsze – tutaj każdy może być bezdomny. Wystarczy, że nie stać Cię na najtańszy hotel za 200$ dziennie i lądujesz na ulicy. Po drugie – jednego dnia masz wszystko i w jakimś gronie jesteś kimś ważnym. Drugiego dnia możesz nie mieć nic (łącznie z telefonem, internetem itd.), a w innym gronie osób możesz być całkowicie nieznany. Wtedy zaczynasz rozumieć co ma prawdziwą wartość w życiu. Dla mnie było to zdrowie moje i dziecka. Wiedziałam, że ze wszystkim innym dam sobie radę.
Redakcja: Co byś powiedziała kobietom, które czują, że mają coś więcej do dania światu, ale się boją?
Aleksandra: Żeby dbały najpierw o siebie, a potem o tych, za których są odpowiedzialne. By były dobrymi mamami, żonami i kochankami.
Redakcja: A co z pieniędzmi? To temat tabu, zwłaszcza w świecie duchowym…
Aleksandra: No właśnie – jednym z ważniejszych powodów przyjazdu na na Hawaje były również odwiedziny mojego Bogatego Ojca Roberta Kiyosakiego – jeśli wiesz co mam na myśli. [biznesmen, autor bestsellerów m.in. “Rich Dad, Poor Dad”] Temat pieniędzy, życiowego bogactwa, obfitości, mindsetu zgłębiam od wielu lat. Nie robię tego na studiach ekonomicznych, MBA itd., ale szukając uniwersalnych prawd u ludzi sukcesu.
Nie skończyłam jeszcze tych studiów, ale wiem jakie pytania trzeba sobie zadawać każdego dnia: Co jest moim dlaczego? Po co robię to co robię? Czy chcę mieć pieniądze z pragnienia bogactwa czy ze strachu przed biedą? Co mnie motywuje, czego się boję? O co walczę, czego potrzebuję? Czy pieniędzmi wypełnię sobie jakąś lukę emocjonalną? Co bym zrobiła, jeśli miałabym nieograniczone źródło wszystkich pieniędzy, których potrzebuję?
Niepotrzebnie pieniądze są tematem tabu. Dopóki ludzie traktują je jako coś złego, wstydliwego, brudnego, nieuczciwego to będą biedni. Uważam, że pieniądze ze światem duchowym mają wiele wspólnego. Jeśli jesteś uczciwy, pracowity, wnosisz dobrą wartość swoim produktem i pracą to pieniądze będą Cię kochać z wzajemnością. Zupełnie jak w świecie duchowym – tutaj nikogo nie oszukasz.
Redakcja: Czego świat może się po Tobie spodziewać w najbliższych miesiącach?
Aleksandra: Prywatnie liczę, że wydam książkę na współczesne czasy w oparciu o moje międzykulturowe doświadczenia. To chyba obowiązek, aby dzielić się z innymi bogactwem wiedzy i przeżyć. Tak jak ja uczyłam się i nadal czerpię od innych. Założyłam też konta społecznościowe w internecie – pierwszy raz w życiu pod swoim własnym nazwiskiem. Zrozumiałam, że powinnam wypromować swoją markę osobistą. O ile w Polsce do niczego nie było mi to potrzebne, bo znałam wielu ludzi, mnie znali m.in. z działalności, jaką realizujemy z Fundacją, to za granicą stało się to bardzo potrzebne i brakowało mi tego narzędzia pod ręką, aby jednym kliknięciem pokazać co robię, skąd pochodzę, jaką mam ekspresję, jak buduję relacje. W mediach społecznościowych jeśli jesteś autentyczny to można w łatwy sposób zweryfikować Twoją tożsamość. Jest jakaś kompatybilność w tym, co publikujesz, a tym kim jesteś. Zrozumiałam to trochę późno, ale zawsze jest dobry moment, aby zacząć.
Chcę też kontynuować działalność międzynarodową, tworzyć sieci wsparcia, rozwijać Fundację – pokazać, że można iść własną drogą i nadal być w służbie. Miejsca i społeczności, na których szczególnie mi zależy to Kaszuby i Gmina Krokowa i dolnośląski Krzeczyn w Polsce, Da Nang w Wietnamie, Waianae, Makaha na Oahu, Hawaje, USA.
Redakcja: A zdjęcie, które towarzyszy temu wywiadowi?
Aleksandra: Pochodzi z charytatywnego golfa Charity Golf Day w Ba Na Hills w Wietnamie zorganizowanego przez klub Rotary DaNang na rzecz projektu Cocoon. To było moje pierwsze doświadczenie z golfem, ale na pewno nie ostatnie. Zaliczam to do jednego z najlepszych “sportów” jeśli można to tak nazwać. Żeby dobrze grać musisz działać bardzo spokojnie, ale z pełnym zaangażowaniem. Musisz mieć dużą pokorę, praktykujesz uważność – to fajny trening osobowości. Teraz to golf mnie prześladuje – obecnie mieszkam tuż obok pola golfowego, a Amerykańska Baza Wojskowa, o której wcześniej wspominałam jest zbudowana na wzór piłeczki golfowej. To musi być znak.
Redakcja: Ostatnie pytanie: dużo dajesz światu, a czego Ty teraz potrzebujesz?Aleksandra: Współpracy, nowych znajomości. Ludzi, którym podoba się to, co robię i chcą działać. Jeśli to czytasz i czujesz, że chcesz połączyć siły – napisz.
photo: VladShatilo